english
 Aktualności
 Wstępniak
 Numery pisma
 Redakcja
 Zamówienia
 Listy do redakcji
 Linki
Autor: Avari
email redakcji



  • Daisy Cotton - 07-04-2004 - forum tolkienowskie



Najwyższy czas też powiedzieć (zwłaszcza na takim pachnącym świeżością Forum), co myślę o Aiglos, a choć to tylko wrażenia hobbitki wciąż zaledwie początkującej w tolkienowskim świecie - będą jednak szczere, nawet jeśli nie do końca profesjonalnie ujęte...

Hmm... Należy zacząć od początku. A więc tak:

Po pierwsze przyznam, że obejrzawszy wcześniej piękną stronę internetową, spodziewałam się czegoś naprawdę wyjątkowego, i rzeczywistość tym razem - niesłychane! - spełniła oczekiwania co do joty - nie, co tu dużo mówić, przewyższyła je! Szata graficzna jest po prostu zniewalająca. Przepiękna okładka, wspaniałe ilustracje, zwłaszcza Kasiopei. Wciąż nieustannie mnie zastanawia, skąd wzięły się różnice między czarno-białą rodzinną scenką w wersji z okładki Aiglos a tą kolorową zamieszczoną w galerii Hobbitonu. Zwłaszcza twarz Finduilas. Hmm, ciekawe, czy każdego z obrazów Kasjopei są podwie lub więcej wersji? Jedna i druga są piękne, to nie ulega wątpliwości. Wspaniały także Thangorodrim (też prawie taki sam jak kolorowy, a jednak inny), Denethor i Boromir, ilustracje z Wystawy Tolkienowskiej, Eowina Matyldy Tomaszewskiej. Obrazy Melinir mają swoją wyjątkową atmosferę, zwłaszcza Beren i Luthien. Piękna też, jak zawsze, ilustracja Małgorzaty Pudlik.

Jeśli chodzi o nazwę pisma, dyskusja o przewadze Aiglos nad Aeglos lub odwrotnie była interesująca, i śledziłam ją z zapartym tchem, a nawet i rozbawieniem (nie ja jedna ) - ale dla mnie to retoryczna i erudycyjna sztuka dla sztuki, a tytuł nie ma wpływu na wartość pisma, zwłaszcza, że jak to już ktoś zauważył, takie "błędy" to już tradycja największych i najlepszych tolkienowskich periodyków. Co do treści, to choć podobno żaden tekst nie jest absolutną nowością - dla mnie, skromnej początkują cej tolkienistki były taką nowością wszystkie oprócz dwóch esejów i paru wierszy, a i te przeczytałam ponownie z przyjemnością.

Beowulf Tadeusza Olszańskiego nie był mi znany, znalazłam w nim kilka bardzo ciekawych szczegółów, z których najbardziej niespodziewanym okazała się wzmianka o odkryciu przez Michaela Drouta w czeluściach Bodleian Library zapomnianych manuskryptów i notatek Tolkiena wraz z jego kompletnym tłumaczeniem samego Beowulfa! Choć rewelacje te pochodzą z 2000-go roku, dla mnie są nowością i wprawił mnie w zdumienie fakt, że takie tolkienowskie skarby mogły leżeć w zapomnianych pudłach tak długo! Bardzo podoba mi się interpretacja Beowulfa i Władcy Pierścieni jako opowieści o czynach, za których kulisami pozostają rozważania, rozterki, problemy psychologiczne - bo ostatecznie ważniejsze jest to, do czego te ostatnie doprowadziły. Niektóre przytoczone w artykule fragmenty z Potworów i krytyków samego Tolkiena to piękne złote myśli, gdy się je oddzieli od reszty tekstu: "Potwory bowiem nie odchodzą , choć przychodzą i odchodzą bogowie..." lub "Beowulf jest człowiekiem, i to jest dla niego i dla wielu ostateczną tragedią ... Nie są potrzebne rozterki lojalności lub inne nieszczęścia, by ten tragizm wyrazić. Mniej podobała mi się teza o tym, że orkowie, Nazgule, Sauron -ci źli - to w WP nie prawdziwe pełnoprawne postaci, lecz rekwizyty bez własnego zdania czy własnych racji, rekwizyty służą ce podkreśleniu Dobra w głównych bohaterach, postaciach z krwi i kości, podkreśleniu Dobra jako tematu przewodniego powieści. Inaczej to sama widzę, choć sama interpretacja jest interesująca. Ostatni jednak w artykule cytat z Potworów rzeczywiście pięknie opisywałby same opowieści Tolkiena: pozostałe po czasach już minionych i odmienionych... wspomnienie przyniesione zza wzgórz, echo ech. Cudownie pozwala dostrzec jeden motyw we wszystkim, czym się Tolkien zajmował.

Baśń zrehabilitowana Adama Ziółkowskiego wspaniale opisuje degradację mitu i baśni w cywilizacji zachodniej i przyczyny tejże cywilizacji niewrażliwości na własne dziedzictwo - oraz rolę, jaką w tej wrażliwości przywróceniu odegrał Tolkien. Szczególnie przekonywają co udowodnił Autor, jak w świecie magii, czarów i nie-ludzi zrozumiałe i naturalne może być przyszłe wcielenie Boga-Człowieka, a świat magiczny może być jednocześnie wcale niesprzeczny z chrześcijańskim - coś, co według Ziółkowskiego nie udawało się ani średniowiecznym twórcom romansów rycerskich, ani ich naśladowcom - Morrisowi i innym, a czego niemal bez wysiłku zdołał dokonać Tolkien. A tak na marginesie, jeśli chodzi o baśnie: ciekawostka o francuskiej i niemieckiej wersji Czerwonego Kapturka -całkowicie różnych- to dopiero zaskoczenie!

W O budowaniu wieży Autor bardzo pięknie spostrzegł, że Tolkienowi udało się stworzyć fikcyjną rzeczywistość o iście magicznych proporcjach między wiadomym a niewiadomym, i że jest to zaproszenie do aktu współtworzenia. M.L. zastanawia się, czy te magiczne proporcje zostały osią gnięte przypadkiem czy z rozmysłem - fragmenty listów przytaczanych później przemawiałyby silnie na korzyść tego drugiego wariantu. Uwaga o tym, że u tolkienisty najpierw następuje przemożna fascynacja samym światem przedstawionym, a potem refleksja nad całą resztą , dobrze opisuje tolkienistyczną drogę także niżej podpisanej hobbitki, w kolejności całkowicie zgodnej z tą przedstawioną przez Autora. Bardzo podobały mi się uwagi o tym, że choć nie ma dwóch takich samych wież wzniesionych przez tolkienologów, to jednak z każdej widać kawałek oceanu prawdy o śródziemiu; i o tym, że "wiedzę zewnętrzną", sięganie w analizach poza świat przedstawiony porównać można do murarskiej zaprawy, pozwalają cej wreszcie spoić ze sobą kamienie służące do odtworzenia wieży. Także pogląd Autora, wzmocniony cytatami, że jednak mamy u Tolkiena do czynienia z fikcyjnym okresem historycznym, ale jest to okres historyczny naszego świata - jest bardzo bliski mojemu własnemu gorącemu wishful thinking. Uwaga o Dziełach Pochodnych, które mogą przybierać formę pracy naukowej, czyli quasi-tolkienologiczną , też ma dla mnie szczególne znaczenie, bo - nie aż TAK dawno temu - o mało nie dałam się nabrać wzmiankowanemu w artykule w tym właśnie kontekście Martinowi Bakerowi. Definicje Tolkienistyki i Tolkienologii mają sens, zaś wyróżnione przez Patricię Reynolds i przytoczone w artykule Studia Tolkienowskie kontra Studia nad śródziemiem jeszcze lepiej porządkują obraz całości Nauki o Tolkienie i Jego Dziele. Hmm... No tak. Więc już wiemy z całą pewnością, po co budować wieżę. A po co pisać artykuły o budowaniu wieży? Może między innymi po to, by spragnieni porządku czytelnicy mogli się sami dookreślić jako fani Tolkiena? Niżej podpisana byłaby wtedy... oczywiście Tolkienistką, którą szczególnie pociąga Tolkienologia, a w obrębie tej lubi się specjalizować w Studiach nad śródziemiem (bo lubi analizować świat przedstawiony dla niego samego, dopiero w nieco dalszej kolejności dla odbycia podróży w głąb świata myśli i idei J.R.R. Tolkiena) - choć Spekulatywną (i to Bardzo) Posttolkienistyką też się od czasu do czasu w marę możliwości z nie mniejszą lubością zajmuje. Tak, to chyba pełen obraz i wyczerpująca, całościowa klasyfikacja.

Z artykułu Harriego Perali ostatecznie wynika, że Elfy Wysokiego Rodu niestety nie są Ugrofinami, ale jest on pełen ciekawych szczegółów: o niezwykle małej ilości spółgłosek w języku fińskim (jak może istnieć język bez b, g, i f, z d tylko szczą tkowo obecnym w paru słowach? ); o tym, że nosówki w pierwszej osobie liczby pojedynczej są częste w językach całego świata - interesują ca zbieżność, nie słyszałam o tym; o podobnej historii słowa rauta w języku fińskim i germańskich oraz w językach elfickich. Także szczegółowo-ilościowo-procentowe zestawienie podobieństw i różnic słownikowych i fonologicznych między fińskim a quenyą jest bardzo ciekawe, choć ostateczna konkluzja to taka, że quenya jest Finom całkowicie obca (w czym po chwili zastanowienia się nie ma nic aż tak dziwnego).

O wchodzeniu dwa razy do tej samej rzeki to bardzo ciekawy i oryginalny tekst; nigdy wcześniej nie przyszło mi na myśl, że to jednak Quenta z 1937 roku stanowiła prawdziwy mitologiczny fundament Władcy Pierścieni... Interesujące spostrzeżenia o tym, jak teologia zastą piła mitologię w trakcie ewolucji twórczej metody Tolkiena; sprawa Valarów/ Bogów z dużej litery, pochodzenia orków i Ungolianty dzielącej los hebrajskiego Lewiatana to szczegóły niezmiernie zajmujące... chociaż sama nie mam nic przeciwko późnej "teologicznej" fazie pracy Tolkiena, i zdecydowanie wolę orków jako stworzenia pierwotnie Boże, nie w całości Morgothowe.

Jeśli chodzi o słowa otwierające Tomizm Nifrodel, to ponieważ naprawdę nie zostały oryginalnie napisane przez Jamesa V. Schalla, lecz przez samego Tolkiena - nic dziwnego, że tak przemawiają do Autorki. Nie umiem powiedzieć, na ile podobieństwa między tomizmem a teologiczną strukturą Legendarium są przypadkowe, a na ile zamierzone... Trzeba jednak przyznać, że są uderzające, i z całą pewnością warto było je zbadać, choćby dla wskazania ogromnych zbieżności, bez względu na to, czy wzięły się tylko z samego katolicyzmu Tolkiena, czy też z jakichś rzeczywistych przesłanek tomistycznych. :)Pięknie udowodnione są tezy o doskonałości Eru i niedoskonałości istoty i wiedzy Ainurów i ich partycypacji w Stworzeniu; o materii całkowicie dobrej u samych począ tków; o Eru jako Stwórcy i Valarach, elfach, ludziach jako Twórcach, jeśli ich możliwości dopasujemy do definicji św. Tomasza. Bardzo piękne uwagi o tolkienowskim Uniwersum jako pełnym współczucia i miłosierdzia, o czystym złu jako samopożerającej się "figurze niemożliwej". O tym, że zło nas okłamuje, a wybieramy je tylko dzięki jego podobieństwu do dobra, i o tym, że tak było od Melkora i Saurona poprzez Sarumana aż po sam dół drabiny bytów... Bardzo przekonująca tomistyczna / tolkienowska koncepcja Eru jako Boga zarazem transcendentnego i immanentnego. Wspaniały cytat ze św. Tomasza o tym, dlaczego Bóg rządzi niższymi rzeczami za pomocą wyższych - nie z powodu niedoskonałości swej mocy, lecz z powodu wyższej dobroci, by udzielić godności przyczynowości także stworzeniom. Bardzo to pięknie opisuje rolę Valarów, a także władzy królewskiej w pojęciu Tolkiena (choć to tylko moje skojarzenie, nie należące do tematu eseju). I dalsze analogie: Eru wyprowadzają cy dobro ze zła, teza o tym, że nie można go mylić z przeznaczeniem, lecz zawsze kojarzyć z Opatrznością, bo Eru nie przewiduje - on sprawia, tu i teraz; fëa nierozerwalnie związana z hröa, co jest bliskie naukom św. Tomasza o przystosowaniu każdej duszy do jednego ciała; porzą dek Wszechświata, hierarchia bytów, koncepcja mirröanwi, uwaga o tym, że zło to także zmarnowana wolność wraz z uzasadnieniem... Wszystko to dla ledwie zaznajomionej z tomizmem hobbitki brzmi świeżo i przekonują co, bez dwóch zdań.

A swoją drogą, ten cytat z listu Tolkiena do Rhony Beare, przytoczony przez Nifrodel: Ainurowie w różnym stopniu brali udział w stworzeniu świata jako "wtór-stwórcy". Zgodnie ze swoimi umiejętnościami interpretowali wzór przedłożony im przez Jedynego i dokańczali go w szczegółach" niebywale celnie określałby tolkienistów, tak jak ich zadanie i sens ich pracy / zabawy pojmuje M.L. w O budowaniu wieży... nie mówiąc o tym, że (by wyciągnąć jeszcze jeden smaczny cytat) Tolkien, absolutnie obecny w swym dziele, przebywa w jego obrębie jako źródło i gwarancja jego istnienia, więc lepiej uważać na zbyt szalone interpretacje (i zbyt uparte szukanie pod wieżą nieistnieją cych pokładów węgla). Nader wieloznaczny esej!

Wiersze są bardzo poruszające, a ten Elanor - naprawdę wzbudził we mnie tęsknotę za śródziemiem, wspomnienie świata z początków czasu... Zaś Luthien i Turin Turambar Nifrodel skłaniają do zadumy i ciszy - bardzo przejmują ce... Jeśli chodzi o Avari, za arcydzieło uważam jej wiersz z innego pisma - Oczy. Najzwyczajniej przejmuje dreszczem, choć i te w Aiglos są ciekawe i pełne charakterystycznej ulotności, tajemnicy. Fanfiki - to coś, do czego zawsze pochodzę nastroszona i nieufna, pełna niedobrych przeczuć, ale te - mówię prawdę i całą prawdę - są Wspaniałe, pięknie (na ogół) przetłumaczone, pełne wyobraźni i niesłychanie tolkienowskie w duchu i wyrazie. Można na chwilę wniknąć w umysł i duszę Maedhrosa (a te queneyskie imiona i epessi - poezja), obserwować małego Tyelpinquara/ Celebrimbora zdobywają cego pierwsze szlify w sztuce, w której osiągnie kiedyś szczyty (wspaniały motyw, pięknie ujęty) i pobyć w towarzystwie małego i całkiem dorosłego Faramira... po prostu piękne, przejmujące, pomysłowe, przeczytałam jednym tchem i może wreszcie zacznę czytać więcej tolkienowskiej fanfiction?

Co do recenzji, klasą dla siebie jest Tallis Keeton, jedną trzecią tekstu poświęcająca ustaleniu, czym Znaleźć Boga we Władcy Pierścieni NIE jest - i robiąca to w porywają co malowniczym stylu! Tekst o Annotated Hobbit chyba po raz pierwszy uświadomił mi, że Gandalf mógł być Bladorthinem, własne swe miano zaś odstąpić Thorinowi (uff, dobrze że tak się nie stało ), a list o pochodzeniu terminu warg rzeczywiście każe myśleć, że wśród tych niepublikowanych jeszcze wiele musi być interesujących i wnoszą cych wiele nowego... W recenzji książki Verlyn Flieger ani trochę nie przekonuje mnie interpretacja (autorki książki, nie recenzentki) przygody z Tomem Bombadilem jako snu, choć sugestia, że w ostatniej scenie WP Frodo ostatecznie budzi się do prawdziwej rzeczywistości, jest już znacznie ciekawsza. Anomalie czasowe, ograniczenia ludzkiego czasu i rozpiętość czasu elfów - ach, bardzo interesujące zagadnienia... A teza, że Autor stworzył powieść [...] by obudzić nas razem z Frodem, byśmy mogli spojrzeć na otaczający nas świat ze świeżej perspektywy jako konkluzja opowieści o znaczeniu snów i wizji w Legendarium jest wyjątkowo piękna i daje do myślenia. Z recenzji najnowszego Tylera wyłapałam zabawne wiadomości z II-giej edycji o prawdziwej naturze Saurona czy wzmiankach o nim w księgach Eldarów, wydedukowane pracowicie przed wydaniem Silmarilliona. Oraz oskarżenia Tylera o stosowanie zbyt bujnych metafor, wystosowane przez Nifrodel. Czy ja wiem? Czy tio taka wada?

Zagadka o okrągłych drzwiach w norkach hobbitów rozśmieszyła mnie niemożliwie (nawet jeśli mówiąc o niej, przyznaję się do tego, że jestem ostatnią zachowaną tolkienistką wcześniej jej nie znającą )... Relacja z Wyprawy na Wystawę w Londynie jest zabawna i pełna wspaniałych spostrzeżeń i obserwacji... Nie wiedziałam wcześniej, że martwy Boromir - i to jak żywy - był gwoździem programu wystawy filmowej; ani o tym, że wystawiano tam naszyjnik orka z zasuszonych uszu (ciekawe, czy też jak żywych?); ani o orkowej kobiecie w chuścinie, myją cej podłogę Orthanku mopem na ilustracji Alana Lee. Wywiad z Kasiopeą bardzo interesujący, z takimi perełkami jak jej przyznanie się do podziwu dla E. Sheparda i Tove Jansson (uwielbiam), opowieści o przyczynach fascynacji postacią Boromira i o pracy w domowych warunkach, oraz wzmianka o Wyimku spacerującym po ilustracji jak hobbit tam i z powrotem. Nie jestem tylko pewna, czy rzeczywiście Aman i Valarów należy pozostawić wyobraźni i nie malować ani rysować. Zastanowiłam się przy okazji, czy Eldarowie w Amanie robili portrety lub inne podobizny Valarów, i czy mogli niektóre zabrać ze sobą do śródziemia? To ciekawe zagadnienie... czy Valarowie mogli zakazać przedstawiania siebie samych w sztukach wizualnych - skoro taki zakaz nie obowią zywał literatury?

Hmm, po tych peanach wypadałoby o wadach, ale tu już trudniej - Aiglos naprawdę za bardzo mi się na to podoba. Jeśli już, to parę technicznych drobiazgów, pewnie i tak znanych redakcji, ale niech tam... W dwóch miejscach brakuje fragmentów tekstu - na stronach 48/49 i 93/94. Interpunkcja bywa... zaskakująca, zwłaszcza boleśnie daje się odczuć brak kropek na końcu i dużych liter na początku zdań. Pisze się "naprawdę" i "niekoniecznie", nie "na prawdę" i "nie koniecznie". Niektórzy z autorów używają formy "Silmarillionu", inni "Silmarilliona" - czy nie lepiej byłoby to ujednolicić? Podobnie z zapisywaniem "elfów" i "hobbitów" małą lub dużą literą (wolę to pierwsze, choć chyba jestem w mniejszości). Forma "tą" w bierniku ("tą książkę", "tą opowieść") jest dopuszczalna w mowie, ale na piśmie powinno się jednak używać formy "tę". I nie powinno się pisać (a nawet mówić) "15 luty", lecz zawsze bezwzględnie "15 lutego". (U Nifrodel zapis dat jest poprawny.) Niektórzy mają skłonności do nadużywania słowa "pozycja" osobiście wolę po prostu "książkę" (ale to De Gustibus); wolę też "dobrowolne" od "samochcącego" zawieszenia niewiary (lecz to ponownie De Gustibus). W tłumaczeniach można by wyłowić jakieś drobiażdżki, np. lepsza byłaby "woda Ulma" od "wody Ulmego" -ale to naprawdę drobiażdżki. Są zapewne kwestie stylu tekstów, doboru argumentacji itp., które można byłoby poprawić, lecz co w tym najlepszym ze światów nie nadawałoby się do pewnej korekty? (Nie wyłączając Tolkiena, o którego książkach M.L. pisze obrazowo, a nawet obrazoburczo w swoim eseju, że nie są ani najlepszymi możliwymi, ani nawet najlepszymi istniejącymi, z czym się - w pewnym ściśle określonym sensie - zgadzam i co mi absolutnie nie przeszkadza.) I jestem pewna, że cokolwiek wymaga korekty, zostanie skorygowane. A pracowicie ręcznie przyklejane mikroskopijne karteczki z poprawkami wręcz rozczulają.

Aiglos - by wreszcie zakończyć - to świetne pismo, edytorski klejnot, zachwycają cy od pierwszego wejrzenia, a i treść wcale niczego sobie, jak to już chyba zbyt rozwlekle (w zdecydowanie zbyt wielu słowach) napisałam - życzę powodzenia! mnóstwa wspaniałych numerów! a w hobbitce Daisy będzie on miał na pewno wierną czytelniczkę (i oglądaczkę).
Dziękuję

Od Redakcji:
Dziękujemy za wspaniały list. Cieszy nas, że pismo spełniło oczekiwania. Na pewno postaramy się zwracać baczniejszą uwagę na błędy.
Z tolkienowskim pozdrowieniem
Redakcja

Autor: Kasiopea
Opracowanie i wykonanie strony: nifrodel & elfy - Copyright © 2004 - 2025 Aiglos
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna praca nie może być użyta bez pisemnej zgody autora.